|
Fot. Royal Carribean |
Tajemnicza śmierć Polki, trzydziestodwuletniej Moniki M., która pracowała jako muzyk na statku wycieczkowym „Allure of the Seas” oraz podana niemal w tym samym czasie przez światowe agencje informacyjne, wiadomość o tym, że statek ten wypłynął w tygodniowy rejs mając na pokładzie 5,4 tys. gejów i lesbijek, zwróciły uwagę na pasażerską żeglugę wycieczkową. A raczej na zagadnienia związane z zapewnieniem bezpieczeństwa na pokładach statków. Polka, członkini liczącej niemal 2,4 tys. osób załogi statku, najprawdopodobniej padła ofiarą morderstwa na lądzie, gdy zeszła ze statku na meksykańskiej wyspie Cozumel. Jednym z kluczowych pytań toczącego się śledztwa jest ustalenie z kim zeszła ze statku. To, że widzieć ją mogło kilka z ok. 7,5 tys. osób, bo tylu pasażerów i załogi, znajdowało się na pokładzie, wcale nie ułatwia meksykańskiej policji zadania. Natomiast z mającym potrwać tydzień rejsem osób o innej orientacji seksualnej, wiążą się pytania o możliwości zapewnienia na statku odpowiedniej opieki medycznej. Podczas rejsów podobnego typu w latach poprzednich dochodziło do wypadków śmiertelnych spowodowanych nadużywaniem narkotyków. Jak wynika z informacji armatora „Allure of the Seas”, linii Royal Caribbean, na statku znajduje się odpowiednio przeszkolony personel medyczny. Jednak nie jest on w stanie zapewnić maksymalnego bezpieczeństwa podczas słynących z niekończących się narkotycznych imprez, z których słynie gejowsko-lesbijska klientela. Nawet, gdyby pasażerowie, sami nie „prowokowali” zagrażających ich życiu sytuacji, to losowe przypadki śmierci, zranienia, zachorowania, czy po prostu zwykłe wypadki na takich statkach są nie do uniknięcia. Wynika to chociażby z ich skali i rachunku prawdopodobieństwa. Czy różne wypadki nie zdarzają się w małych, czy też średniej wielkości miastach? A statki w rodzaju „Allure of the Seas” i jego bliźniaka „Oasis of the Seas”, to w istocie małe pływające miasta. Oba statki mają po 2706 kabin, do których mogą zabrać 5400 pasażerów przy dwuosobowym wykorzystaniu i 6296 pasażerów przy maksymalnym wykorzystaniu miejsc. Wliczając zatem liczącą 2394 członków załogę, na każdym z nich jednorazowo może wypłynąć w morze 8690 osób. Biorąc pod uwagę, że statki są dwa, jednocześnie zabierają w podróż morską 17 380 osób. Pod względem liczby pokoi ich potencjał jest równy 5412 pokojom hotelowym. W praktyce, gdyby oba statki zacumowały jednocześnie w Gdyni, bo do portu w Gdańsku ze względu na wielkość najprawdopodobniej nie udałoby się im wpłynąć, to baza hotelowa całego Trójmiasta wzrosłaby o ok. 100 proc. Oba statki mają 360 metrów długości, 64 szerokości i są wysokie na ponad 74 metry. Najwyższy punkt statku znajduje się 65 metrów ponad poziomem morza, co odpowiada mniej więcej budynkowi o wysokości 21 pięter.
Obecnie po morzach o oceanach świata pływa ponad 250 dużych statków wycieczkowych (nie wszystkie są tak duże jak wspomniane wyżej „bliźniaki”), dysponujących łącznie przeszło 370 tys. miejsc w kabinach. Flota ta co roku przewozi 17 -19 mln pasażerów. Szacuje się, że wśród ponad 220 tys. osób tworzących załogi statków pasażerskich pływa ok. 20 tys. Polaków. W większości wchodzą w skład personelu hotelowego i gastronomicznego statków. Inną zupełnie sprawą są stosunki panujące między członkami załogi. Zachowania i sytuacje znane z hoteli na lądzie, są tam o wiele bardziej intensywne, co wynika zarówno z charakteru morskiej turystyki (rejsy, czyli „turnusy”, trwają zwykle tydzień), jak i walki o pieniądze. Chociaż podstawowe zarobki na statkach oscylują wokół 100-500 USD miesięcznie, to sprawny kelner lub stewardessa mogą „wyciągnąć” z napiwków do 4 lub nawet więcej tysięcy dolarów.
O statku „Oasis of the Seas” obszernie pisaliśmy w numerze grudniowym „Hotelarstwa” z roku 2009.
Ilustracja: „Oasis of the Seas” w przekroju.