Fot. ms |
Ceny, w porównaniu z innymi obiektami okazały się zbyt wysokie, a standard – przeważały dwuosobowe namiociki, do których można było się jedynie wczołgać – zbyt niski. Także zaplecze sanitarne, teren (m.in. brak utwardzonych ścieżek), a także nie najlepsza pogoda, zniechęcały gości do skorzystania z oferty fun campów.
Gdyby jeszcze w Polsce rzeczywiście występowało zagrożenie, że popyt na miejsca noclegowe w czasie piłkarskiego turnieju będzie przewyższał podaż, to tworzenie "specjalnych" miejsc mogło się okazać niezłym biznesem. Okazało się jednak, że zagranicznych gości i kibiców Euro 2012 było w Polsce mniej niż zakładano, a wśród tych którzy przyjechali przeważali nie turyści, a tzw. odwiedzający jednodniowi, którzy nie potrzebowali noclegów. Skutek? Więcej miejsc noclegowych/ łóżek niż kibiców - Polska włącznie z "szarą strefą" oferuje ponad 1,2 mln łóżek. Zatem tworzone ad hoc, w sposób mniej lub bardziej profesjonalny, "obiekty" noclegowe musiało spotkać to co spotkało: próby cięcia kosztów, zamykanie tego typu noclegowisk jeszcze w trakcie trwania Euro 2012 lub afera, jak w przypadku opisanym przez „Gazetę” w materiale „Miasteczko dla kibiców: miał być świetny interes, a nie ma pieniędzy i wspólnika”: http://trojmiasto.gazeta.pl/trojmiasto/1,35636,12007709,Miasteczko_dla_kibicow__mial_byc_swietny_interes_.html