Fot. apsz |
Liczba miejsc noclegowych w obiektach hotelowych lokuje Polskę na ostatniej pozycji wśród państw Unii Europejskiej. W Polsce wskaźnik nasycenia miejscami hotelowymi na 10 tys. mieszkańców w roku 2009 ledwie przekraczał 58, zaś średnia dla 27 państw UE była równa 245 miejscom noclegowym na 10 tys. mieszkańców.
Gdyby ktokolwiek wiedział, ile właściwie w Polsce jest miejsc noclegowych w obiektach zakwaterowania zbiorowego i indywidualnego, a iloma dysponują obiekty działające w szarej strefie, to być może okazałoby się, że mamy więcej miejsc, niż wynosi średnia i wcale nie musimy gonić Europy.
O aktualnej wielkości polskiego rynku noclegowego, jego strukturze i wykorzystaniu miejsc, piszemy w najnowszym, 17. wydaniu e-tygodnika „Hotelarstwo”.
Jednak zanim zajrzą Państwo do e-tygodnika, być może warto wiedzieć, że gdyby obecne tempo budowy i oddawania do eksploatacji obiektów hotelowych nie zmieniło się (więcej: www.e-hotelarstwo.com/aktualnosci/inwestycje?more=1579185870 ), to dojście Polski do średniej europejskiej z roku 2009 mogłoby zająć około 50 lat. Licząc w sposób najprostszy powinniśmy wybudować jeszcze ponad 9 tys. hoteli pensjonatów i moteli z niemal 700 000 tysiącami miejsc noclegowych. Uwzględniając obiekty, które w tym czasie zejdą z rynku (wiek, bankructwo, zmiana profilu nieruchomości) może to zająć pół wieku. Być może taki przedział czasowy dokładnie odpowiada „dziurze w życiorysie” polskiego hotelarstwa, którego rozwój skutecznie zahamowało pół wieku dzielące wybuch II wojny światowej w roku 1939 od zakończenia epoki centralnie sterowanej gospodarki socjalistycznej w roku 1989.
Puszczając wodze fantazji dalej: gdyby Polska w okolicach roku 2061 dysponowała ponad 12 tys. obiektów hotelowych z przeszło 950 tys. miejsc noclegowych, to by istnieć, obiekty te musiałyby na siebie zarabiać. Już teraz, gdy stopień wykorzystania miejsc noclegowych oscyluje wokół poziomu 33-34 proc., wiele obiektów ma problem z utrzymaniem rentowności. By zachować obecny poziom wykorzystania miejsc, w roku 2061 do naszego kraju powinno przyjechać przynajmniej 45 mln turystów zza granicy. Cóż, może rynek rozwinie się w taki właśnie sposób, jednak dziś nie sięgamy prognozami tak daleko, a wspomniane liczby to bardziej fantazja, niż futurologia.
Obecnie w Polsce mamy 3,2 tys. obiektów hotelarskich (hoteli, moteli, pensjonatów i obiektów nieskategoryzowanych), które oferują 241 tys. miejsc noclegowych. Do naszego kraju przyjeżdża co roku około 12 mln turystów zagranicznych i fantazją wydają się nawet najnowsze prognozy Instytutu Turystyki, które przewidują, że do roku 2015 liczba cudzoziemców odwiedzających nasz kraj wzrośnie do 14,6 mln.
Obecnie, gdy mamy 3,2 tys. obiektów hotelarskich i popatrzymy na ich kondycję, to wielu hotelarzom i inwestorom ciśnie się na usta pytanie: czy hoteli jest w Polsce za dużo, czy też nadal zbyt mało?
Nieracjonalne często rozmieszczenie bazy hotelowej w Polsce powoduje, że w niektórych rejonach jest ich faktycznie za dużo, a w innych za mało. Wydaje się, że Polska ma za dużo hoteli, bo za dużo hoteli jest ”średnich” lub „złych” , czyli średnio wyposażonych, świadczących usługi na średnim poziomie, średnio zlokalizowanych lub średnio zarządzanych. Wydaje się też, że Polska ma za mało hoteli, bo za mało jest hoteli bardzo dobrze wyposażonych, świadczących usługi na wysokim poziomie, hoteli dobrze zlokalizowanych lub bardzo dobrze zarządzanych.
Natomiast twarde dane dotyczące rynku nie wskazują na to, by w Polsce była za mało hoteli. Średnie wykorzystanie łóżek w obiektach hotelowych w Polsce oscyluje w ostatnich latach wokół 33-34 proc. i jest niższe o 2-3 proc. od średniej europejskiej (wg danych GUS i Eurostat – są to dane statystyczne, mniej precyzyjne, niż np. wyniki badań firmy STR Global, jednak obejmują większą część rynku, przede wszystkim hotele niezależne niższych kategorii). Gdyby hoteli było w Polsce za mało, to wskaźnik ten musiałby być zdecydowanie wyższy niż średnia europejska.