Fot apsz |
Redakcja „Hotelarstwa” przeanalizowała ponad 800 projektów hotelowych zrealizowanych w latach 2007-2014 i przeszło 300 zapowiedzi inwestorskich z lat 2006-2012, które do tej pory nie zostały urzeczywistnione. Gdyby, dodatkowo uwzględnić od początku fantastycznie wyglądające zapowiedzi Polskiej Izby Hotelarskiej i sieci Comfort Express, liczba niezrealizowanych obiektów wzrosłaby o ok. 900, czyli przekroczyłaby liczbę projektów… zrealizowanych. Przypomnijmy tylko, że spółka Comfort Express zapowiadała w roku 2007 stworzenie w ciągu dwóch lat sieci 400 hoteli przy stacjach benzynowych, zaś w tym samym roku Polska Izba Hotelarstwa zapowiadała wybudowanie 500 hoteli Chaber w ciągu 10 lat. Chaber powstał ostatecznie zaledwie jeden i działał przez niespełna kilka miesięcy, po których zmienił markę na… Comfort Express, którą w pewnym okresie nosiły aż trzy hotele.
Wspomniane Chabry i Comfort Expressy, to typowe przykłady zbyt ambitnych, nie odpowiadających rzeczywistości, przereklamowanych i wreszcie nie zrealizowanych planów polskich inwestorów. Ale były i inne.
No bo, czy ktoś dziś pamięta, że plany rozwoju sieci franczyzowej hoteli pod marką EBI, kreślił nieco już zapomniany piłkarz Euzebiusz Smolarek? Czy ktoś pamięta, o pięciogwiazdkowym hotelu, który miał powstać opodal Stadionu Narodowego w Warszawie? Czy ktoś pamięta Sheraton w Tałtach, który jeszcze w roku 2012 „budowała” giełdowa spółka EFH?
Kryzys lat 2008-2010 zweryfikował też bardzo ambitne, chociaż mające podstawy bądź w posiadaniu know how, bądź zaplecze kapitałowe, plany rozwoju, jakie kreślili w Polsce inwestorzy związani z międzynarodowymi grupami hotelowymi. Gdyby zostały zrealizowane to dziś gości przyjmowałoby o kilkanaście nowych obiektów Orbisu więcej. I nie kilka, ale kilkanaście hoteli grupy Hilton Worldwide, kilkanaście InterContinental Hotels Group, co najmniej kilka Wyndham Hotel Group i tyleż samo obiektów Choice Hotels.
Podstawową przyczyną odkładania szeregu projektów hotelarskich na półkę oraz znaczących opóźnień realizacji innych jest kapitał. A raczej jego niedostatek lub zupełny brak. Niejednokrotnie inwestorzy, którzy obwieszczali powstanie jakiegoś hotelu i podawali nawet z dokładnością do miesiąca termin ukończenia, nie dysponowali niczym, poza działką, wstępną wizualizacją i… dobrymi chęciami. Sam akt obwieszczenia o inwestycji był czymś w rodzaju anonsu: mamy taki wspaniały pomysł szukamy partnera, czy też partnerów z pieniędzmi. Pojawienie się projektu w mediach miało też często być jednym z argumentów dla banków: widzicie, jest taki projekt, piszą o nim, my mamy biznes plan, więc udzielcie nam kredytów.
W innych przypadkach finansowania nie udawało się spiąć, bo wycofywał się jeden z udziałowców lub – jak w przypadku Europejskiego Funduszu Hipotecznego, który miał projekt, miał już markę hotelową (Sheraton), miał nawet umowę kredytową z bankami, ale nie miał „głupich” 100 mln wkładu własnego – nie udało się pozyskać odpowiedniej kwoty z giełd papierów wartościowych.
O wiele rzadszymi przyczynami rezygnacji z projektu hotelowego, były: brak wymaganych zezwoleń budowlanych, niedopełnienie wszelkich formalności, czy też zmiana warunków prowadzenia biznesu, takich jak nasycenie danego rynku lokalnego obiektami noclegowymi, czy zmiana preferencji gości dotyczących danej destynacji turystycznej lub biznesowej.
Warto zwrócić uwagę, że w ostatnich latach, wraz ze spadkiem liczby wznoszonych hoteli ze 110-120 rocznie do ok. 60-70, zmniejsza się odsetek inwestycji od których realizacji odstąpiono. Wynika to przede wszystkim z selekcji jakiej wśród inwestorów dokonuje coraz bardziej konkurencyjny rynek. Wypadają z niego gracze przypadkowi i kapitał liczący na szybki zysk. Pozostają ci, którzy znają realia rynku, inwestują w dobrze przygotowane projekty i nie liczą na pierwsze zyski w kilka miesięcy po pierwszym otwarciu drzwi hotelu dla gości.
Zdjęcie: Billboard informujący o inwestycji w hotel na Polance Redłowskiej w Gdyni. Hotel, który nie może powstać od roku 1999.