Fot. mw |
Chociaż prace nad nowym prawem są potrzebą poprawy uregulowań związanych przede wszystkim z działalnością organizatorów turystyki – vide: m.in. seria tegorocznych bankructw biur podróży i ich skutków - będą też okazją do zmiany przepisów dotyczących obiektów noclegowych. Tym bardziej, że rozporządzenie kategoryzacyjne wraz z załącznikiem, które weszły w życie po ostatniej nowelizacji ustawy, nie satysfakcjonują branży. Mimo, że prace nad załącznikiem przeciągnęły się ponad wyznaczony prawem czas, został on przygotowany w sposób „pospieszny” i od razu zaczęło się mówić, iż jest to rozwiązanie tymczasowe, które prędzej niż później powinno zostać zmienione. Tym o czym mówi się najgłośniej jest ograniczenie ścisłych wymogów infrastrukturalnych w kategoryzacji obiektów (np. minimalny metraż pokoi, zaplecze gastronomiczne, różne daszki, dywaniki, firanki, etc.) na rzecz miękkich, usługowych funkcji obiektów. W tle postulowanych zmian jest również zmiana całego systemu na podobny do wprowadzanego od kilku lat europejskiego systemu Hotelstars Union, który ma poparcie HOTREC, czyli Konfederacji Narodowych Organizacji Hoteli i jest systemem bardziej nowoczesnym i praktycznym, niż rozwiązania obowiązujące obecnie w Polsce. Najmniej się mówi – za to dość często myśli – o zmianie organów decydujących o przyznawaniu kategorii i późniejszym egzekwowaniu standardów od obiektów. W Polsce są nimi urzędy marszałkowskie, natomiast w wielu krajach najczęściej izby i organizacje hotelarskie. Wydaje się, że byłoby to rozwiązanie optymalne, gdyby nie jeden zasadniczy problem: chociaż w Polsce działa kilka organizacji mieniących się reprezentantami branży noclegowej, to ich działalność nie bardzo jest widoczna i odczuwalna dla obiektów. Wynika to przede wszystkim ze zbyt małego potencjału członkowskiego każdej z tych organizacji i tego, że w pojedynkę są zdecydowanie zbyt małe, słabe i kiepsko zorganizowane, by móc skutecznie artykułować interesy branży i środowiska hotelarskiego, i bronić tych interesów.